Technika

Komunikacja międzyplanetarna – fantazja czy rzeczywistość

Myślicie zapewne, że największym ryzykiem będzie podróżowanie z prędkością 40 000 km. na godzinę? Będziecie podróżowali na pewno z prędkością większą, kto wie nawet, czy nie z prędkością 100 000 km na godzinę, lecz zapewniam Was: z tego powodu włos z głowy Wam nie spadnie. Warszawa pędzi dokoła Słońca (wraz z Ziemią) 100 000 km na godzinę i nic. Żadnemu Warszawiakowi nie tylko to nic nie zaszkodziło, ale nawet tiie zdaje sobie sprawy, że tak gwałtownie galopuje poprzez przestrzeń świata. Otóż sama prędkość nie ma znaczenia. I w rakiecie też nie będziecie jej nawet świadomi, chyba jedynie z obliczeń zmiany położenia własnego względem gwiazd, Słońca czy planet.

Znaczenie ma natomiast zmiana w prędkościach, czyli przyśpieszenie.

Gdyby chciano nas wystrzelić od razu z prędkością 11,2 km/sek nie wsiadłbym do takiej rakiety za żadne skarby: nie zostałoby z nas ani śladu (z rakiety także). Do tej prędkości trzeba dojść stopniowo, dając przyśpieszenie takie, jakie organizm człowieka jest zdolny znieść bez szkody.

Z obliczeń i z praktyki (skoki z samolotu z opóźnionym otwieraniem spadochronu, w czym celują i zdobyli rekordy światowe lotnicy radzieccy) wynika, że człowiek może znieść przyśpieszenie ruchu, wynoszące 30 m na sekundę do kwadratu. Nie jest to jednak łatwe. Ważymy wtedy 4 razy więcej. Człowiek ważący normalnie 70 kg, miałby wtedy 280 kg. Czujemy się jak w zwariowanej windzie, która w szalonym pędzie leci w górę. Coś dzieje się z sercem i żołądkiem. Robi się nam ogromnie niedobrze. Szum w uszach. Co chwila jakbyśmy tracili przytomność. Zwracam uwagę, że przyśpieszenie całkowite, działające na organizm jest 4 razy większe od przyśpieszenia swobodnego spadku (g = 981 cm/sek2); gdybyśmy chcieli zastosować przyspieszenie ziemskie musielibyśmy lecieć 20 minut by osiągnąć prędkość krytyczną. To zaś z pewnych względów jest niemożliwe. Wyobraźcie sobie jak będziemy się czuli w tych warunkach. Strasznie!

No pięknie, można to wszystko znieść byleby trwało krótko.

A ile będzie trwało? Jeśli z tym przyspieszeniem wystrzelą nas z jakiejś katapulty, to po 6 minutach osiągniemy prędkość oderwania się od Ziemi i dalej będziemy już pędzić ruchem bezwładnym. Przykre sensacje zginą i w ogóle nie będziemy czuli tego, że pędzimy z niewiarygodną prędkością 40 000 km na godzinę. Stanie się to na wysokości gdzieś około 2000 km, a więc praktycznie poza atmosferą ziemską (bo na tej wysokości jest tak rozrzedzona, że praktycznie możemy uważać, że jej nie ma).

W ten sposób uniknęliśmy ponadto śmierci nr. 2 (nr. 1 — to było zmiażdżenie), mianowicie upieczenia nas i zamrożenia na wieki w ciągu kilkunastu sekund. Bowiem nie zapominajmy o losie meteorów, które spadając na Ziemię z prędkością około 30 km/sek. lub więcej, zamieniają się w piękny fajerwerk, w świecącą mgiełkę. Dzięki tylko właśnie pancerzowi powietrza żyjemy na tej Ziemi jako tako. Astronomowie obliczyli, że codzień spada na Ziemię — a więc na nasze głowy — 24 000 000 meteorów. Co dzień dwadzieścia cztery miliony! Ziemia jest pod nieustannym obstrzałem huraganowym.

Teraz, kiedy wydostaliśmy się poza niebezpieczeństwa powietrza (bo dla astronautów powietrze jest niebezpieczne), meteory stają się groźbą jeszcze dotkliwszą. Przeszywają one pustkę Wszechświata na kształt pocisków armatnich, czy karabinowych. Wystarczy by nawet mikroskopijny meteo-rek przebiegł drogę naszego wehikułu, a przedziurawi go na wylot i w mgnieniu oka zniszczy nasze dzieło i nas samych (choćby przez ucieczkę powietrza z hermetycznej kabiny). Dotychczas nie było na to rady, trzeba było zdawać się na los szczęścia.

Sądzę jednak, że dziś sprawa ta da się łatwo rozwiązać przy pomocy radaru, który będzie sygnalizował zbliżające się meteory i automatycznie sterował. Sterowanie — nadmieniam — odbywać się może oczywiście nie przy pomocy steru (do czego ster w pustce?), lecz przy pomocy niesymetrycznych, względem środka ciężkości naszej rakiety, wybuchów materiału pędnego.