Technika

Komunikacja międzyplanetarna – fantazja czy rzeczywistość

Dlaczegóżby więc nie porobić stacyj przesiadkowych, rozsianych po niebie, na drodze
do Księżyca, stacyj, będących czymś w rodzaju kamieni w płytkim potoku, po których skaczemy, by ominąć przeszkodę?

Otóż, obok siły przyciągania, istnieje siła odśrodkowa. Inaczej planety od razu spadłyby na Słońce. Właśnie ta siła odśrodkowa nie pozwala wodzie w kubku — gdy nim kręcimy w koło — wylać się.

Na różnych odległościach od Ziemi, trzeba różnych prędkości, by ciało wystrzelone przez nas zamienić w sztucznego satelitę. Im większa odległość, tym mniejsza oczywiście potrzebna jest prędkość. Analogicznie jak w naszym układzie planetarnym: im dalsza planeta, tym ma dłuższy rok (czyli obieg wokół Słońca). Merkury, najbliższy Słońca, kręci się jak oszalały, oblatuje swoją orbitę w 88 dni.

Pocisk, wystrzelony z odpowiednią prędkością, na odpowiednią wysokość, nigdy nie spadnie, nigdy nie ucieknie i wiecznie będzie krążył wokół naszych głów.

Jest szczególna wysokość: 36 000 km. Na tej wysokości taki sztuczny księżyc, krążący nad nami, będzie zawsze unosił się nad tym samym punktem globu. Ile razy podniesiemy oczy (uzbrojone w pożądaną lunetę), tyle razy ujrzymy srebrny bolid tkwiący nieruchomo — rzekomo, bo pędzi wraz z nami z identyczną prędkością — na błękicie nieba. Na tej orbicie będą tkwiły miejscowe stacje przesiadkowe.

Stworzyć ten, niemal cud, jest łatwiej, niżby się na pierwszy rzut oka wydawało.

Jeśli takie platformy przestrzenne będziemy lokować wyżej, będą zjawiały się nad tym samym punktem globu, w tych samych ściśle określonych i dokładnych odstępach czasu. Będą tak samo dokładne, jak ciała niebieskie, bo podległe tym samym prawom.

Na przykład zbudowanie platformy na wysokości 35 000 kilometrów będzie wymagało 66 podróży rakiety, zdolnej do takiego wzniesienia się (to znaczy zaopatrzonej w dostateczną ilość paliwa, ale oczywiście znacznie mniejszej, niżby wymagała jakakolwiek podróż międzyplanetarna; na tym właśnie polega dowcip, bo to jest wykonalne). Zabierałaby ze sobą części potrzebne do budowy platformy i… wyrzucała je, mówiąc malowniczo, za okno (w rzeczywistości trzeba je będzie kłaść i to ostrożnie, a nie wyrzucać). Oczywiście nie spadłyby one już na Ziemię, a pozostały na tej wysokości, na której je wyrzucono, krążąc wokół Ziemi. Poczem inżynierowie i technicy (zaopatrzeni w skafandry, przypominające skafandry nurków, z urządzeniem do sztucznego oddychania i sztucznego ogrzewania, a także z motorkiem na plecach), wyszliby ze swej rakiety i… stąpa-
jąc po pustej przestrzeni, budowaliby ową 2 000 ton ważącą platformę.

Po zbudowaniu całego szeregu stacyj przesiadkowych, na różnych wysokościach, problem podróży poza Ziemię, nabiera zupełnie innych cech, z punktu widzenia paliwa. Najpierw jedziemv na platformę „Orbita I-Selenita“, tu zabieramy nowy ładunek paliwa i pofruniemy na „Orbitę II“, poczem na „Orbitę III“, a stamtąd, ponieważ przyciąganie Ziemi jest już minimalne, z łatwością skaczemy w przestrzeń Kosmosu, mając paliwa ile „dusza zapragnie“.

Aby oderwać się od Księżyca (tego prawdziwego), trzeba zaledwie 2,5 km/sek., to znaczy, że skok z Księżyca jest wielekroć łatwiejszy. Stąd wniosek prosty: jeśli będziemy kiedyś chcieli „kolonizować“ Wenus, czy zwiedzić Marsa (co jest o wiele trudniejszą już sztuką, niż dostać się na Księżyc), droga nasza musi koniecznie prowadzić przez Księżyc. Tu zbudujemy podziemne stacje ogrzewane (bo na małych już głębokościach jest potwornie zimno — mimo upałów dnia księżycowego — ze względu na złe przewodnictwo skorupy księżyca), ze sztuczną atmosferą, oświetlone etc. Kosmiczni podróżnicy z Ziemi, odpoczną sobie, coś nie coś zjedzą i wystartują dalej, wystartują w warunkach znakomicie łatwiejszych. (Pamiętajcie, że na Księżycu nie ma również i powietrza, tej wielkiej przeszkody)

Powrót na Ziemię jest znacznie łatwiejszy, o ile nie trafi nas przypadkiem w głowę ja kiś meteor, bo na Księ życu brak powłoki atmosferycznej, któraby spalała me teory, a spada ich tam około miliona na dobę; słowem, jak na polu bitwy.

Można go będzie dokonać ze startu stojącego, bez użycia wyrzutni. Masa naszej rakiety będzie tu mniejsza piętnastokrotnie i w dodatku przyciągana będzie 6 razy słabiej. Znaczy to, że straci 299/300 swego ciężaru. Tym nie mniej trzeba będzie wyrzucić 3,5 tony z prędkością ok. 2,5 km/sek. Droga powrotna — ta sama. Znamy ją. Jedynie zbliżenie się do matki – Ziemi będzie niebezpieczne. Gdyby hamulce zawiodły — możemy skakać ze spadochronem. Ewentualnie w spadochron Zaopatrzona będzie wewnętrzna część rakiety. Zewnętrzne części dawno już odrzucimy.

Wtedy mamy większe szanse wpadnięcia do morza, niż wylądowania na twardej Ziemi. Lecz to wszystko — już detale. Jeśli nie zabijemy się przy starcie, w czasie podróży, na Księżycu i tuż przed lądowaniem, z tym ostatnim damy sobie radę. Jesteśmy z powrotem na Ziemi.