Technika

Komunikacja międzyplanetarna – fantazja czy rzeczywistość

Pierwsze pytanie, które mi zadacie, będzie brzmiało: o czym pan zamierza mówić, o fantazjach, które być może (ale nie na pewno) przyobleką się w kształty realne w jakiejś nieodgadnionej, lecz dalekiej przyszłości, czy o czymś, koło czego nie tylko myśl ludzka, ale już i ręce pracują? Słowem — o marzeniach, czy o rzeczywistości? Nie mamy bowiem chęci ani czasu na przebijanie kopuły niebieskiej tylko… głową, jak to zrobił ongiś w średniowieczu pewien uczony wędrownik. Pytanie uzasadnione. Odpowiadam od razu: będzie tu mowa o sprawach już obecnie (choć bez rozgłosu) realizowanych. Sprawa komunikacji człowieka z planetami weszła z fazy dociekań i początkowych, nieśmiałych eksperymentów, w fazę doświadczalną. Stwierdzenie to może brzmieć w pierwszej chwili niewiarygodnie. Zgoda! Sam, gdy przystąpiłem do zbierania dostępnych mi materiałów (zresztą skąpych), nie miałem pojęcia o zaawansowaniu badań w tej dziedzinie. Nie uwierzyłbym do niedawna, że ta wstrząsająca w swej potędze sprawa posunęła się naprzód w ostatnim dziesiątku lat krokami olbrzyma. Tak, to fakty. Ludzie pracują z wytężeniem nad doprowadzeniem, w jak najszybszym tempie, do wystrzelenia w przestrzeń międzyplanetarną pierwszego gościa z Ziemi. Trudno bawić się w proroctwa, lecz nie jest wykluczone, że najbliższe dwudziestolecie stanie się świadkiem największego wydarzenia w dziejach. Muszę — dla ścisłości — dodać, że, co prawda, nie wszyscy uczeni zaznajomieni z tą dziedziną podzielają ten pogląd. Innego zdania jest na przykład I. B. S. Haldane. Mimo to w ostatnich latach dokonał się zasadniczy przewrót w opinii, spowodowany postępami technicznymi i doświadczeniami. Sytuacja jest tu analogiczna z sytuacją przed kilkunastu laty w dziedzinie energii atomowej. Einstein, twórca wzoru E = mc2 — który to wzór stał się kluczem do wyzwolenia energii atomowej — nie wierzył, aby to było możliwe w naszych czasach. Sądził, że jest to sprawa przyszłych generacji. Einstein żyje i zdążył przyznać się do błędu nie docenienia tempa rozwoju nauki. Zacytuję tu depeszę z serwisu naukowego, podaną w roku ubiegłym, między innymi i przez Polską Agencję Prasową:

„Profesor A. M. Low, były przewodniczący Brytyjskiego Towarzystwa Międzyplanetarnego, uczony światowej sławy, oświadczył, że doświadczenia przeprowadzone ostatnio, znacznie zbliżyły moment, w którym człowiek będzie mógł udać się na Księżyc. Dzięki ostatnim doświadczeniom naukowym, uda się w najbliższej przyszłości skonstruować rakietę, zdolną do przebycia odległości 384 000 km, dzielących nas od Księżyca. Rakieta ta, zdaniem prof. Lowa, wyposażona w szereg przyrządów naukowych, będzie mogła okrążyć Księżyc i wrócić na Ziemię. W następnym etapie doświadczeń będzie już możliwe wysłanie na Księżyc rakiety, obsługiwanej przez ludzi. Kontakty radarowe z Księżycem — stwierdził dalej prof. Low — przyniosą w następstwie „rewelacyjne zmiany“ w technice radiowej i telewizyjnej. Wykorzystanie Księżyca, jako „reflektora“ fal radiowych, przyczyni się do rozwiązania wielu zasadniczych problemów radiofonii świata“.

Budowa rakiety międzyplanetarnej jest przedsięwzięciem tak ogromnie skomplikowanym, że laik zaledwie jest w stanie go ocenić, mimo to już dziś jesteśmy w stanie przystąpić do jej budowy.

Robi się (i to gorliwie) eksperymenty wstępne. Dwa kraje wysunęły się tu naprzód: Związek Radziecki i Stany Zjednoczone. Możemy zanotować kilka następujących faktów, które przedostały się do wiadomości publicznej:

Wyfrunięcie rakiety na 180 km w górę z pierwszymi turystami… muchami! Ulokowano je w komfortowej kabinie, uszczelnionej i ze sztucznym ciśnieniem. Muchy zniosły podróż znakomicie: nie zamarzły, nie usmażyły się, nie zginęły od promieniowania kosmicznego, ani różnic atmosferycznych.

Budowę rakiety „Neptun“, która pofrunie już niemal do kresu atmosfery ziemskiej (260 km.).

Buduje się również poszczególne instrumenty, niezbędne w podróży międzyplanetarnej, jak na przykład „coelostat“, aparat nawigacyjny, umożliwiający nieruchome widzenie gwiazd i celu podróży z kabiny obracającej się wokół swej osi z prędkością raz na 3,5 sekundy. (Dlaczego kabina musi się obracać — mowa będzie poniżej).