Historia

Papiestwo i Polska na tle historii

Zaznacza się teraz w Polsce, na całej linii, rewizja „niewzruszonych prawd“, szerzonych przez naukę niemiecką. Udało się już w części bujny ów zasiew wyplenić, zwłaszcza na odcinku dziejów bezpośredniego stosunku polsko – niemieckiego, jednakowoż, na innych polach, wpływ wielotomowych dziel niemieckich trwa jeszcze. Nauczyliśmy się patrzeć na sprawy zachodnio – europejskie oczyma niemieckich historyków i trudno nam wyłamać się z pod tego szablonu. I nie zajęliśmy się dotąd odchwaszczeniem bardzo ważnej dziedziny — zagadnienia dziejów Kościoła, które znamy głównie na podstawie badań Niemców – katolików. Uczonym naszym, piszącym na te tematy, wystarczał fakt, że posługiwali się materiałem, zgromadzonym przez pisarzy katolickich, zapominali jednak, że byli to przede wszystkim Niemcy, budujący legendę wielkości swego kraju i przeinaczający prawdę dziejową. A przecież Rzym związany był z Polską na przestrzeni tysiąca lat. Prawdę o stosunku Kościoła do Polski fałszowali również, nieraz w dobrej wierze, katoliccy pisarze polscy, bardzo często ograniczający się do jednostronnych naświetlań, rzadko kiedy zdobywając się na formułowanie całej prawdy w tych sprawach.

Nieżyjący już dziś ks. dr Jakubisiak, naukowiec, mieszkający w Paryżu, człowiek o bardzo niezależnych poglądach, nie zawahał się przed określeniem bardzo dobitnym stosunku Watykanu do Polski. Powiedział on na wykładzie publicznym w Grenoble, podczas okupacji, że stosunek ten bardzo często bywał nikczemny. A przecież nie zanosiło się jeszcze w tych czasach na list pasterski Papieża Piusa XII do biskupów niemieckich… Mowa była jedynie o przeszłości, którą uczony ów, doktór teologii i filozofii, znał doskonale — o tej przeszłości, którą wreszcie naświetlić należy w sposób pozytywny i naukowy.

Praca jednego człowieka, nie wyczerpie tematu — musi się nim zająć grupa uczonych polskich. Stworzyć trzeba specjalne katedry uniwersyteckie i nie włączać pobieżnie owych zasadniczych rzeczy w całokształt historii ogólnej — nie przemilczać ich, jak to robiono dotąd, nie zapominać o walkach papieży z antypapieżami, nie pomniejszać wagi poszczególnych faktów, zachować sąd obiektywny. I wtedy dopiero będziemy mogli osądzić, czy Stolica Apostolska była na przestrzeni naszych dziejów momentem pozytywnym, czy negatywnym — czy wniosła w życie naszego narodu więcej ładu, czy zamieszania — czy poza stroną cywilizacyjną w okresie pierwszych pięciu wieków naszego istnienia, wniosła więcej plusów, czy minusów? Czy mamy ubolewać nad tym, że wywierała tak przemożny wpływ — czy też mniemać, że wpływ ten był rzeczywiście pożądany?

Nie sposób jest odpowiedzieć na te pytania w krótkim, choć tak bardzo aktualnym dziś artykule. Można tylko podać garść faktów, zaczerpniętych z przeszłości, ograniczając się do najbardziej wymownych, najbardziej charakterystycznych, i może najlepiej świadczących o rozmiarach pseudonaukowego zakłamania.

Rok 965 uważa się u nas za próg dziejów Polski. Czy wprowadzone wówczas chrześcijaństwo stało się od razu wiarą ogółu—nie wiemy, zwłaszcza, że w Czechach, skąd ono do nas przyszło, nie ma takiego granicznego słupa. Wiadomo tylko, że chrześcijaństwo szerzyć się jęło na Czechach i Morawach po r. 870 i że wkrótce potem dotarło na dwór książęcy. Nawracanie siłą wywoływało wśród słowian zachodnich zaciekłą nienawiść i w stosunku do najeźdźców, i do samego chrześcijaństwa. Największej presji ulegał lud Obotrycki, w dzisiejszej Meklemburgii — nie chciał on za nic „niemieckiej wiary“ i wytrwał w oporze aż do 1164 r., godziny ostatecznej klęski.

Mieszko znał doskonale tę sprawę i rozumiał, że tylko przyjęcie chrześcijaństwa mogło położyć kres „apostolskim“ zapędom niemieckich band zbrojnych. Napotykał tu jednak groźbę zależności od arcybiskupów magdeburskich, o ile by przyjął chrześcijaństwo z ich ręki. Trudności te ominął, porozumiawszy się przez Czechów z papieżem Janem XIII, który zezwolił na stworzenie w Gnieźnie biskupstwa misyjnego, a więc zależnego bezpośrednio od Rzymu.

W ćwierć wieku później, Mieszko wykazał wiele zrozumienia ówczesnej sytuacji politycznej, starając się wygrać papiestwo przeciwko cesarstwu niemieckiemu. Pertraktacje te musiały być żmudne, gdyż w tym krótkim okresie panowało kolejno pięciu papieży i jeden antypapież. Gdy tiara spoczęła wreszcie na głowie Jana XV, Mieszko zawarł z nim układ, o którym świadczy pierwszy dokument dyplomatyczny w naszych dziejach, dokument Dagome iudex, istniejący po dziś dzień w archiwach Watykanu. Mocą tego dokumentu, Dagome iudex et Oda senatrix — Mieczysław władca i Oda współrządczyni oddają swe państwo w lenno papieżowi, chcąc oczywiście raz skończyć z pretensjami cesarstwa niemieckiego o władzę suwerenną nad Polską. Dokument ten jest niezmiernie ciekawy, nie tylko jako świadectwo ówczesnych zabiegów dyplomatycznych, ale i jako źródło wiadomości o wyraźnie w nim wykreślonych granicach Polski. Są one niemal identyczne z obecnymi — biegną na zachodzie wzdłuż Odry i Nysy — toteż fakt istnienia tego układu, i to właśnie z papiestwem, nabiera dziś specjalnej aktualności: Papież Pius XII ubolewa nad istnieniem granic, które poprzednik jego Jan XV uznawał w pełni 958 lat temu.