Astronomia

Tułacze międzyplanterani

Kilka bilionów lat temu. Część pierwotnej mgławicy gazowej, zalegającej przestrzenie Drogi Mlecznej, skupia się w glob gwiezdny. Powstaje Słońce. Znacznie później, bo zaledwie dwa miliardy lat temu, Słońce założyło rodzinę, tworząc system planetarny. Niecałe jednak pierwotne tworzywo weszło w skład Słońca i planet. Niewielka jego część pozostała rozproszona w otaczającej przestrzeni. Tu skupiła się w kuliste chmury drobnych skrzepłych cząstek materii, która tułając się poprzez przestrzenie kosmiczne dała początek kometom.

Słońce od czasu do czasu wzywa je do przeglądu, jak gdyby chcąc się upewnić, że wasale zagubieni w odległościach miliardów kilometrów są nadal w jego władaniu. Komety pod wpływem siły grawitacyjnej Słońca ciągną ku niemu, najpierw wolno, potem coraz szybciej. W postaci nikłej mgiełki, odbijającej promienie słoneczne, pojawiają się na tle gwiazd. Astronomowie, którzy pilnie lustrują niebo, sygnalizują wówczas nową kometę. Radiogramy z wiadomością o odkryciu docierają do wszystkich obserwatoriów świata. Zaczyna się intensywna praca obserwatorów. Wyloty lunet i astrokamer są kierowane ku wskazanemu punktowi nieba. W rejestr naszego ’ systemu planetarnego wpisuje się jeszcze jedno ciało niebieskie.

Pośrodku ruchomej mgiełki daje się zazwyczaj zauważyć jaśniejsze jądro podobne do gwiazdy. Ma on . kilkadziesiąt kilometrów średnicy i skład się z luźnych bryłek materii stałej, odbijającej promie nie Słońca. Wśród nich trafiaj się głazy nieraz wielotonowe.

Większość komet po takiej wiżycie powraca po paru miesiącach ku peryferiom, układu planetarnego, by pojawić się znowu dopiero po wiekach czy tysiącleciaciach , a tylko bardzo drobny odsetek odwiedza Słońce w krótszych okresach czasu, obejmujących jedno pokolenie ludzkie. Komety większe, zwłaszcza te, które znacznie zbliżają się do Słońca, rozwijają się zazwyczaj w okazałe zjawisko niebieskie, za każdym razem inne i nowe. Pod wpływem palących promieni słonecznych materia takich komet wydziela z siebie olbrzymie ilości bardzo rozrzedzonych, świecących gazów. Gazy te otaczają jądro komety, tworząc jej główe. Biegną początkowo ku Słońcu. Odrzucone jakby jakąś tajemniczą siłą, niebawem zawracają i otaczają głowę komety świetlnym parasolem. Głowa ta w miarę zbliżania si do Słońca pęcznieje, przybierając nieraz rozmiary globów planet. Kometa ściele za sobą subtelny warkocz, skierowany zazwyczaj od Słońca, o długości wielu milionów kilometrów.

Blask głowy i warkocza komety nie jest bynajmniej jedynie odbitym światłem słonecznym. Ma charakter ..światła pobudzonego“. Mamy tu do czynienia na dużą skalę ze zjawiskiem fluorescencji. Światło to ma często postać świetlnych wybuchów.

Kometa—jeżeli jest dostatecznie duża i jeżeli zbliży się znacznie do Słońca — rozwija się nieraz w efektowne i okazałe zjawisko niebieskie. Widoczna jest wówczas gołym okiem, i to czasem nawet za dnia. Warkocz jej pokrywa znaczną połać nieba. Przemierza szybko tło dalekich gwiazd, wygląd zmienia z dnia na dzień. Czasem nie jeden, ale dwa lub więcej warkoczy zdobi jej głowę. Lecz gdy pocznie oddalać się od Słońca, najwidoczniej traci stopniowo na okazałości: warkocz skraca się, głowa maleje, a jednocześnie ruch komety zwalnia tempo. W końcu kometa przeradza się z powrotem w mglistą plamkę, coraz bledszą i powolniejszą w biegu. Astronomowie śledzą ją przy pomocy coraz to większych narzędzi. Wreszcie, przewinąwszy się poprzez przestrzenie „zamieszkałe“ przez planety, wychodzi z zasięgu naszych lunet. Odtąd daje się śledzić już tylko rachunkiem.

Oto jakie wyniki dają długie i nieraz mozolne obliczenia dróg tych tułaczy międzyplanetarnych, oparte na dokładnych obserwacjach ich pozornych dróg na tle gwiazd.

Wszystkie komety okrążają Słońce z reguły po bardzo wydłużonych elipsach. Na jeden jego obieg zużywają wieki i tysiąclecia. Tylko wyjątkowo biegną po liniach hiperbolicznych, otwartych ku nieskończoności. Komety o drogach hiperbolicznych, minąwszy Słońce, nigdy już do niego nie powracają. Zanurzają się coraz to wolniej w pustce przestrzeni Drogi Mlecznej, by po milionach lat natknąć się przypadkowo na jakąś gwiazdę i rozpocząć życie na nowo.