Medycyna i biologia

Historia penicyliny

W sierpniu 1942 roku Fleming zatelefonował do Floreya z zapytaniem, czy mógłby liczyć na otrzymanie nieco tego lekarstwa dla przyjaciela swego 52-letniego okulisty, umierającego na wywołane paciorkowcami zapalenia mózgu. Fleming wiedział z własnych doświadczeń sprzed lat, że penicylina zabija paciorkowce. Inne sposoby leczenia były już wypróbowane, podczas dwumiesięcznej choroby lecz bezskutecznie. Florey odpowiedział: „Mamy bardzo mało penicyliny, lecz zrobię, co w mej mocy, jeżeli tylko pozwoli pan, byśmy wypadek, ten opisali w naszych sprawozdaniach“. Fleming zgodził się i Florey przywiózł osobiście penicylinę do Londynu, po raz pierwszy pokazał Flemingowi magiczny żółty proszek, o. którym ten marzył przed 14 laty. Dalszy ciąg historii opowiemy własnymi słowami Fleminga: „Pacjent był w bardzo złym stanie zdrowia i wydawał się umierający, jadł minimalnie; całymi dniami drzemał, od czasu co czasu miał ataki podniecenia; to zapadał w ospałość i omdlenia, to znów majaczył. Cierpiał od 20 dni na nieustającą czkawkę… 6 sierpnia wieczorem rozpoczęto domięśniowe wstrzykiwanie penicyliny, powtarzane co 2 godziny. Po 24 godzinach pacjent wydawał się o wiele przytomniejszy, czkawka znikła, temperatura spadła do normalnej.“ Po 5 dniach Fleming zdecydował się na wstrzyknięcie penicyliny do kanału kręgowego — była to pierwsza tego rodzaju próba na świecie. Ostatniego wstrzyknięcia dokonano 19 sierpnia a 28 sierpnia pacjent po raz pierwszy mógł wstać: nie było żadnych objawów zapalenia, temperatura chorego była normalna od 2 tygodni, 9 września opuścił szpital, czując się wcale nieźle, w rok zaś później cały opisany przypadek został zamknięty słowami: wyzdrowienie całkowite.

Profesorowi Flemingowi wydawało się ono cudem. Przeszło jego najśmielsze nadzieje, jakie żywił w stosunku do leku wyhodowanego z nędznej pleśni. Nie było to lekarstwo, które można było wydobywać w prymitywnym warsztacie po parę litrów. Fleming był zdania, że na produkcję leku powinny się skupić wysiłki całego rządu angielskiego. Udało mu się zainteresować Ministerstwo Zaopatrzenia i na koniec rozpoczęto produkcję penicyliny, może nie wystarczającą, lecz już znacznie rozszerzoną, podczas gdy grupa uczonych, dzień po dniu, zwiększała zasób doświadczenia w leczeniu ran przy pomocy nowego preparatu. Były chwile rozczarowania, gdy chorzy umierali lecz wyniki polepszały się wraz z nabywanym doświadczeniem. Stosowano penicylinę w formie proszku, stosowano w postaci maści, wstrzykiwano domięśniowo i dożylnie, wkraplano przy pomocy gumowych rurek w odstępach 3-godzinnych wprost do ran, wreszcie, umieszczając naczynie wypełnione lekarstwem nad łóżkiem chorego, stosowano stały przepływ roztworu penicyliny przez ranę czy żyłę. Leczono skutecznie przypadki przewlekłego zakażenia, leczono — z dodatnimi wynikami — śmiertelne zatrucie gazem, udało się osiągnąć sukcesy w dziedzinie powikłanych urazów. Leczono rany głowy, rany mózgu, rany rdzenia kręgowego, ucząc się na każdym nowym przypadku, stale powiększając swe umiejętności i doskonaląc technikę. Świetne wyniki otrzymano również w leczeniu rzeżączki. Wszystko to stanowiło dowód, że ludzie, którzy by w innych warunkach zginęli, teraz mogą być ocaleni. W rezultacie uleczono 95% wszystkich ofiar wojny, u których zastosowano penicylinę.

A jak cała sprawa wygląda obecnie? Czy możemy otrzymać penicylinę w Polsce? Zakończenie historii penicyliny ma nieprzyjemny posmak. Ameryka, której pierwszej udzielono bez ograniczeń tajemnicy penicyliny, obecnie z całą świadomością przeszkadza rozszerzeniu się produkcji w innych krajach. Kapitalizm amerykański, ciągnąc zyski nawet z potrzebnych do zachowania życia lekarstw, zabezpiecza się dwoma sposobami: po pierwsze przez ukrywanie przed uczonymi innych krajów ostatnich sposobów produkcji i, po drugie, przez ograniczenie eksportu urządzeń, które wpłynęłyby na zwiększenie światowej produkcji penicyliny i umożliwiłyby opracowanie nowych metod wydobywania lekarstwa. Tyle o dobrej woli cywilizacji amerykańskiej w stosunku do reszty świata! Aby otrzymać ulgę w bólu, czasem nawet by uratować życie, ludzkość musi mieć niezbędne dolary. I musi należeć do planu Marshalla. Lecz i to jeszcze nie koniec. Polska znajdowała się wśród tych zniszczonych wojną krajów, które otrzymały od UNRRA fabrykę, mającą wytwarzać penicylinę. Lecz Polska, tak samo jak i inne kraje, które otrzymały takie fabryki, nie była w stanie ją uruchomić, ponieważ, jak się okazało, brak tam było niektórych niezbędnych części, i ponieważ już w chwili dostarczenia była ona przestarzała. Bezwartościowe aparaty były zakupione z funduszów UNRRA od amerykańskich i kanadyjskich kapitalistów.

I ci amerykańscy i kanadyjscy kapitaliści, kpiąc sobie w ten ponury sposób ze zniszczonych wojną krajów, za temat swojego oszustwa obrali lekarstwo, o którym w swoim sprawozdaniu z operacji wojennych w północno-zachodniej Europie od lipca 1944 do 1945 roku marszałek Montgomery napisał: „Leczenie jest zrewolucjonizowane zastosowaniem penicyliny. Żołnierze, którzy w poprzedniej wojnie byliby inwalidami na całe życie, odzyskali zdrowie i w przeciągu miesiąca mogli powrócić na front.“

Polacy skazani więc byli na własne siły Przeszło dwa lata trwała praca nad uzupełnieniem urządzeń i opracowaniem metody produkcji i wreszcie na przekór kapitalistom amerykańskim uporem polskiego robotnika, inżyniera i badacza powstała na gruzach spalonej podczas wojny fabryki kleju w Tarchominie pod Warszawą pierwsza polska fabryka penicyliny.

W przededniu piątej rocznicy Odrodzenia Państwa Polskiego fabryka rozpoczęła produkcję cennego leku. Penicylina przestała być w Polsce produktem zagranicznym.