Różne

Co by było gdyby nie było wszechświata?

Gdy w pogodną noc spoglądamy w wyiskrzone niebo, odczuwamy bezmiar Wszechświata i jego mroźną obojętność. I nie dziwimy się temu wcale. Cóż może mieć wspólnego z nami ten rój migocących punkcików, z których najbliższy jest oddalony od Ziemi o 40 bilionów kilometrów?

Owe delikatne włókienka światła, które nas łączą z gwiazdami, rwie lada obłoczek, nie mówiąc już o gaszącej je pełni Księżyca. I gdyby nagle znikł ten daleki świat, sądzimy, że nie ponieślibyśmy niepowetowanej szkody. Literatura zubożałaby o kilka romantycznych utworów, a zawodowi astronomowie popadliby w bezrobocie. I to wszystko. A zresztą ludzie tak rzadko spoglądają w gwiazdy. Wieś w nocy śpi po całodziennym trudzie, a opary miast i ich oświetlenie nie pozwalają na obserwację nieba.

Słońce? A, Słońce to zupełnie coś innego. Tego nie pozwolimy sobie odebrać. Ono jest bezkonkurencyjnym dostawcą światła i ciepła, żywicielem wszystkiego, co żyje. Wszelka energia, pomocna człowiekowi w pracy, w Słońcu posiada pierwotną kolebkę. Ono porusza skrzydłami wiatraków, gdyż wiatr jest objawem wyrównywania różnicy ciśnień powietrza, spowodowanych różnicą naświetlenia. Ono, wypijając wody oceanów, tworzy chmury, zawiązki deszczów, zasilających źródła rzek, które wprawiają w ruch młyny i turbiny generatorów prądu elektrycznego. Słońcu wreszcie zawdzięczają swe istnieniei| podziemne skarby, jak węgiel i nafta — zbutwiałe szczątki życia organicznego — o które ludzkość stacza gigantyczne boje.

W ostatnich czasach pojawiają się jednak znaki, że nawet Słońce nie jest do niezastąpienia. Oto Związek Radziecki przystępuje do zmiany klimatu na swych stepowych obszarach, która to czynność była dotychczas wyłącznym monopolem Słońca. Wprawdzie przyszłe pasy zasadzonych lasów potrzebują Słońca, ale od czegóż olbrzymie lampy kwarcowe, które z powodzeniem zastąpić mogą obfitujące w promienie pozafioletowe światło naszej Dziennej Gwiazdy? Potrzebna do tego celu ilość energii nie powinna nas przerażać. Przecież stoimy u progu nowej epoki, epoki atomowej. Dotychczasowe zasoby energii nie mogą iść w porównanie z tymi, jakie kryją mroczne czeluście materii. Energia wyzwolona podczas wybuchu bomby atomowej, zrzuconej na miasto japońskie, stanowiła zaledwie 1/10% całkowitej energii, zawartej w prawdopodobnie dwukilogramowym pocisku, a jednak rozwinęła siłę eksplozji równą sile wybuchu 20 tysięcy ton TNT (trójnitrotoluenu), jednego z najsilniejszych środków wybuchowych. Ze spalenia 1 kg węgla możemy uzyskać zaledwie 9 kilowatogodzin energii, podczas gdy w tym samym kilogramie drzemie olbrzymia ilość 25 miliardów kilowat-godzin, to jest tyle, ile zużyje cała Polska w ciągu trzech i pół lat. A nie należy sądzić, że jedynie uran – 235 czy pluton są zdolne do wyzwolenia tych zawrotnych ilości energii. Kamień przydrożny, grudka błota, czy jakikolwiek inny przedmiot, posiadają taką samą ilość energii, zależną jedynie od masy. Człowiek ważący 70 kg mógłby kosztem utajonej w swym ciele energii pędzić turbiny rożnowskie przez przeciąg 3500 lat!!

W obliczu tych astronomicznych wielkości nasuwa się pytanie, skąd bierze się ta niesamowita ilość energii w drobnym stosunkowo ciele? Że nie jest ziemskiego ani słonecznego pochodzenia, to pewna. Nie jest też własnością samego ciała. Podobnie gwiazdy, odbijające się w maleńkim zwierciedle, nie są własnością zwierciadła, lecz nieba. Zapalam papierosa za pomocą soczewki skupiającej promienie słoneczne. Nie soczewka jest przyczyną zapłonu, lecz Słońce. Jeśliby Słońca nie było, najsilniejsze szkło nie podwyższy temperatury tytoniu. Podnoszę z ziemi kamień o masie 1 kg. Jest ciężki, czuję to po nacisku na dłoń. Czy ciężar jest własnością kamienia? Bynajmniej. Wznoszę się z nim w górę. Nacisk na dłoń maleje. Na szczytach Himalajów straci dwa i pół grama, w odległości 2640 km od powierzchni Ziemi zmaleje do połowy. Zniknąłby, gdyby Ziemia zniknęła.