Różne

Żubr

Od czasu do czasu w pismach codziennych lub tygodnikach ilustrowanych czytamy wzmianki o żubrze — niestety, zawsze dość stereotypowe — przypominające nam o związku te to zwierzęcia z kulturą polską, o jego bezcenności ze względu na to, że zaledwie około stu sztuk tego gatunku istnieje na kuli ziemskiej; oddaje się banalne określenie, iż „ten król naszych puszcz“ czuje się znakomicie w Białowieży i tym mniej więcej, jedynie w nieco rożnej formie przeredagowanym materiałem kar mi się szerokie warstwy publiczności.

Tymczasem nikt prawie nie zwraca uwagi w wypowiedziach publicznych, a skutkiem tego i szerokie warstwy społeczne zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele „zawdzięczamy“ żubrowi w dziedzinie propagandy jednego z działów kultury polskiej za granicą, a mianowicie w zakresie ochrony przyrody. Co więcej, nie orientujemy się nawet, iż właśnie ta dobra marka, jaką mamy w dziedzinie hodowli i zabezpieczenia tego ciekawego gatunku przed ostatecznym wymarciem, zaczyna nam przynosić na odcinku ochrony przyrody prócz dobrego imienia również pewne korzyści gospodarcze. Omówmy jednak te sprawy po kolei.

Ochronę żubra od stu pięćdziesięciu lat prowadził — trzeba przyznać — z dużym nakładem pieniędzy cesarski dwór rosyjski. Olbrzymim rezerwatem, nad którym roztaczali opiekę strzelcy dworscy — była cała puszcza Białowieska. Niestety mimo dokarmiania, ochrony przed kłusownictwem od roku 1800 do początku pierwszej wojny światowej stado żubrze wzrosło z 500 zaledwie do 700 sztuk, a więc mniej niż o połowę pierwotnego stanu. Ówczesna oficjalna nauka rosyjska, badając te wyniki, wysnuwała na przyszłość smutne prognozy.

Żubra uznała za gatunek degenerujący się, nie posiadający sił żywotnych do trwania na ziemi, nawet przy najstaranniejszej opiece. Katastrofa wojenna między 1914 a 1920 rokiem ostatecznie wytrzebiła żubry z Białowieży. Niedobitki w ilości około czterdziestu sztuk pozostały po kilka czy kilkanaście egzemplarzy w zwierzyńcach magnatów niemieckich i angielskich oraz w ogrodach zoologicznych. Wówczas to w roku 1923 na apel zoologa polskiego Jana Sztolcmana powstało Międzynarodowe Towarzystwo Ochrony Żubra, w którym zresztą rej wodzili Niemcy, bo w ich rekach znajdowało się w tym czasie około 80 % istniejących na świecie żubrów. Polska wówczas nie miała w swych granicach ani jednej sztuki. I oto w 1929 roku Warszawski Ogród Zoologiczny zakupił jednego buhaja i dwie krowy żubrze i natychmiast odesłał do Białowieży — nie na wolność jednak, jak to sobie mylnie wyobraża większość publiczności, lecz do starannie ogrodzonego rezerwatu, wielkości około siedemdziesięciu hektarów. I tam to jakoby „degenerujące się zwierzę“ przy troskliwej polskiej opiece potrafiło do roku 1939 rozmnożyć się z trzech do siedemnastu sztuk. Natomiast posiadana przez inne kraje, jak Niemcy, Anglia, Holandia, Szwecja, ilość w wysokości 37 sztuk powiększyła się przez te dziesięć lat zaledwie trzykrotnie.

Przyszła druga wojna. W ciągu jej sześcioletniego trwania żubry rozmnażały się w dalszym ciągu, z natury rzeczy jednak opieka nad nimi szwankowała. Kilkanaście ostatnich miesięcy przesuwającego się w ciężkich walkach frontu oraz bombardowanie Europy z powietrza kosztowało życie z górą sześć dziesiątków żubrów. Niemniej jednak po przeprowadzonym w 1946 roku przez Polski Oddział Międzynarodowego Towarzystwa Ochrony Żubra spisie okazało się, że żyjących żubrów na świecie pozostało dziewięćdziesiąt trzy, w czym w granicach Polski około połowy, to jest czterdzieści cztery żubry. I znów niewygojona z ran wojennych Polska podejmuje swoją dawną pracę w dziedzinie restytucji tego gatunku. A oto jej wyniki na przestrzeni tylko 1947 i 1948. roku. Jak wspomniałem, stanęliśmy do międzynarodowej rywalizacji zasadniczo na równym starcie: połowa była u nas, połowa poza granicami Polski. Przygotowując obecnie drugą Księgę Rodowodową Żubrów po wojnie na dzień pierwszy stycznia 1949 roku stwierdziłem, że w Polsce w ciągu dwóch lat urodziło się 23 żubry, a na całym świecie, poza Polską zaledwie… 10.