Kultura i sztuka

Kowale artyści

Zabytki ślusarszczyzny, które jako unikaty w skromnej liczbie spotykaliśmy na Starym Mieście w Warszawie, świadczyły o wykwintnym smaku artystycznym, jaki posiadali nasi przodkowie.

Do bezpowrotnego zaniku wielu bezcennych okazów mrówczej pracy, myśli i woli rzemieślnika-artysty przyczyniły się w dużej mierze najazdy szwedzkie, zarazy i częste pożary.

Lauterbach w dziele „Warszawa“ mówi: „Skutki najazdów na Warszawę były tak okropne, że nie wierzono wcale w możliwość odbudowania stolicy. Zarządzona w 1659 roku rewizja miasta wykazała tylko 184 domy w Warszawie i 93 na Nowym Mieście. O ulicy Długiej rewizja mówi: bywały na niej pańskie i inne gospody do dyspozycji marszałków należące, mianowicie: dla posłów tatarskich, tureckich i innych orientalnych, teraz puste place, cała ulica tylko osiem zabudowań liczy“.

Przy tego rodzaju katastrofach ginęły pomniki sztuki, gdyż niemal każdą budowlę ówczesną, wykonaną z kamienia, żelaza i twardego drzewa, za taki pomnik uważać należało.

Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę małe przywiązanie następnych pokoleń do sztuki, to w całej pełni zrozumiemy, dlaczego tak znikomo mało zabytków znajdowało się na Starym Mieście.

Żelazo w wiekach średnich ze względu na obronny charakter miast musiało pełnić funkcję specjalną, czyniąc bramy miasta oraz furty poszczególnych domów więcej obronne i trudniejsze do zdobycia. Widzimy więc bramy miejskie wzmocnione i zabezpieczone przez olbrzymich rozmiarów zawiasy. Od wewnętrznej strony, to jest od miasta, ważną obronną rolę pełni także brona.

W prywatnych budowlach furty wejściowe okute były całkowicie blachą dość grubą. Pięknie odrobiony zamek mile harmonizował z całością. Środek zdobi zwykle prześlicznie wykonana kołatka, występująca w tym czasie w roli naszego dzwonka budzika.

Wiele biedy i niezadowolenia było nieraz z okazji zastosowania praktycznego kołatki, gdy dobrana paczka kompanionów opuściwszy późną nocą winiarnię energicznie za pomocą kołatki zdradzała chęć dostania się do wnętrza, budząc przy tym trzy czwarte mieszkańców, by następnie przekonać się, iż to pomyłka, i powtórzyć podobną kanonadę w kilku sąsiednich kamienicach. Toteż dużo kłopotów mieli ówcześni ojcowie miasta zarówno z sympatykami nektaru Bachusowego jak i ze skargami napływającymi z okazji zakłócenia spokoju publicznego. Kochanowski w „Żalach furty“ boleje nad losem kołatka, a Stanisław Grochowski, zanosząc rymowaną skargę do króla, mówi: „…Pełno kołatania tak, że niejedna głowa boleje bez spania… Większa pono bezpieczność w puszczy między lasy i między dzikim zwierzem niż tu, gdzie sądowe pałace, gdzie majestat, gdzie miejsce sejmowe“.

Górna część bramy, tak zwany supraport zakończony był zwykle pięknie powiązaną kratą. W ornament wpleciony był rok wykończenia budowli, czasem pierwsze litery imienia i nazwiska właściela, w, innym jeszcze wypadku, gdy posiadacz kamienicy był wiernym synem Kościoła, widniały inicjały religijne.

Całość była zwykle mocna w konstrukcji i odpowiadała w zupełności przeznaczeniu, była chlubnym świadectwem dla wykonawcy, który tak świetnie zrozumiał, odczuł i zastosował materiał.

Jeden z domów miał pod tym względem ciekawą przeszłość. Znajdował się po stronie północnej Rynku, między ulicą Nowomiejską a Krzywym Kołem, opatrzony numerem 38. Dom ten zmieniając właścicieli dostał się Maciejowi Kurowskiemu, który aczkolwiek wywodził się że szlachty, utrzymywał w tym domu słynną winiarnię.

Godzi się zaznaczyć, iż w owych czasach szlachta uważała sobie za ujmę i obrazę honoru uprawianie handlu lub rzemiosła. Właśnie widomym przeciwstawieniem tych spaczonych pojęć był Kurowski, który nie tylko handlował, ale i piękne z żelaza wykonywał rzeczy, budząc ogólny podziw i zyskując tym szacunek i sympatię mieszkańców. Wszystkie ozdoby z żelaza własnoręcznie wykonywał, a więc okutą furtę z ciekawym ornamentem nad wejściem, kołatką, wywieszką itp. rzeczy.

Lepiej nieco zachowana była poręcz, okalająca schody, lekko wijąca się ku górze. Na schody prowadziły niegdyś podwoje. Ze względu na wysoką wartość artystyczną nabył i przeniósł je później do swej biblioteki hr. Aleksander Przeździecki.