Medycyna i biologia

Operacja klatki piersiowej

Rezygnacja jednak nie leży w naturze człowieka. Powiedziano sobie: przyczyną niepowodzeń jest wadliwa czynność oddechowa rozdartej puszki zawierającej płuca. Trzeba więc tę czynność znieść i zastąpić innym skutecznym mechanizmem. Sięgnięto do arsenału medycyny ludów pierwotnych. Wszyscy zapewne słyszeli o zatrutych strzałach Azteków. Straszna trucizna używana do tych strzał tzw. curara, po dostaniu się do krwi, porażała ruchy oddechowe klatki piersiowej na okres czasu wystarczający aby człowiek zginął. Zastosowano curarę przy operacjach klatki piersiowej. Zniesiono przy jej pomocy gwałtowne i nieproduktywne działanie rozdartej puszki. A do tchawicy wprowadzono wąż gumowy, dostarczający ze zbiornika ożywczy tlen w dowolnej ilości do płuc i wyprowadzający na zewnątrz dwutlenek węgla. Zniesiono szkodliwy i daremny wysiłek mięśni oddechowych chorego; zastąpił go celowy i rozumny wysiłek lekarza, wprowadzającego rytmicznie, jak w normalnym oddychaniu 16 — 20 razy na minutę, odpowiednią porcję tlenu do ustroju przez płuca, usuwający zaś dwutlenek. Takie oddychanie „ża chorego“ nazwano oddychaniem kontrolowanym.

Technicznie polega ono na połączeniu rurki gumowej, tkwiącej w tchawicy, z elastycznym gumowym zbiornikiem tlenu (coś w rodzaju dętki do piłki nożnej); uciskając dętkę — lekarz wpycha tlen do płuc, gdy ucisk zwalnia — powietrze z płuc wraca z powrotem do zbiornika. Gaz tak wychodzący jak i wchodzący do płuc musi przejść przy tym przez warstwę wapna sodowanego pochłaniającą dwutlenek węgla. Wypieranie zużytego, bogatego w dwutlenek węgla powietrza z płuca następuje skutkiem zapadania elastycznej ściany klatki piersiowej, gdy tylko lekarz zwolni ucisk na worek z tlenem. Dwutlenek przechodzi nrzez pochłaniacz, gdzie zostaje zneutralizowany.

Takie oddychanie „za chorego“ może trwać czas dowolnie długi. Ile wysiłku i wszelkich niespodzianek oszczędza się choremu w ten prosty sposób, nie trzeba chyba tłumaczyć.

Akrobatyczna szybkość operowania (kosztem dokładności) stała się zbyteczna. Można było zacząć wykonywanie dłużej trwający cli i złożonych zabiegów bez obawy uduszenia chorego.

Drugim kluczowym zagadnieniem było utrzymanie prawidłowej pracy serca i krwiobiegu. W czasie dużych operacji, zwłaszcza na narządach klatki piersiowej, serce zaczynało kurczyć się coraz szybciej, ciśnienie krwi w tętnicach zmniejszało się, następowała tak zwana „zapaść“ i mimo podawania różnych leków jak: coffeina, strychnina, adrenalina, cardiasol, strofantyna, chory ginął. Mówiło się wówczas: „serce nie wytrzymało“. Tymczasem w ostatnich latach okazało się, że serce wytrzymuje zabieg na ogół doskonale, a przyczyną upadku krwiobiegu jest poprostu znaczna i szybka utrata krwi. Jest to nieuniknione w operacjach w okolicy wielkich naczyń krwionośnych klatki piersiowej, gdzie drobne skaleczenia ich gałązek powodują odrazu coś w rodzaju gejzeru krwi. Serce nawet sprawne nie może spełnić swych zadań, gdy mu zabraknie życiodajnej, utlenionej krwi, którą tłoczy ono do tętnic i którą odżywia się przede wszystkim mięsień sercowy. Zaprzestano więc stosowania wymyślnych leków, a zaczęto przetaczać w czasie operacji choremu zwykłą krew w dużych ilościach (1,5—2 litrów). Okazało się, że serce, dostatecznie odżywione i wypełnione krwią, przestało „nie wytrzymywać“. Drugi filar życia został zabezpieczony.

Do niedawna wreszcie wielu chorych którzy obronną ręką przeszli przez ogniową próbę operacyjną, ulegało zmasowanemu atakowi bakterii, które przez ogromną ranę operacyjną wielką ławą wdzierały się do osłabionego organizmu. Wiele ofiar pochłonęli ci mikroskopijni wrogowie, korzystając z wyjątkowych warunków, stworzonych przez ciężką operację klatki piersiowej. Przełomowe jednak odkrycie sulfonamidów, penicyliny i streptomycyny zlikwidowały i tego wroga.

Czy uwierzycie jakie są rezultaty tych odkryć? Gdy jeszcze przed 10 laty śmiertelność operacyjna w chirurgii klatki piersiowej dochodziła do 50% i proponować taki zabieg można było tylko ludziom, którzy nie mieli już nic do stracenia, dziś śmiertelność ta w nowoczesnych ośrodkach nie dochodzi 5%!

Tysiące ludzi dziś cieszy się życiem mimo, że musiano im usunąć chore płuco, tysiącom dzieci nóż chirurga przywrócił radość dzieciństwa przez usunięcie wrodzonych wad serca, które czyniły je kalekami przykutymi do łóżka od urodzenia do wczesnego zgonu — po smutnym, krótkim życiu.

Rak płuca, ropnie płuc, rostrzenie oskrzeli, niektóre wady serca i wielkich naczyń, niektóre postacie gruźlicy płuc—dzięki opanowaniu klatki piersiowej przez chirurgię stały się uleczalne. Wydaje się jednak, że stoimy zaledwie u progu możliwości w tej dziedzinie i najbliższe lata przyniosą nowe zwycięstwa chirurgii.