Kultura i sztuka

O języku literackim

Jakże się ona żmudnie wywija z prostodusznych wierszy i nieporadnej prozy! Słowo jak drób domowy nie ma skrzydeł do lotu. I myśl również krząta się po gospodarnej ziemi. Rej dał jej więcej przestrzeni, ale ani na łokieć nie wzniósł wyżej. Był czerstwy, zdrowy, krwisty, pachnący zbożem jak stodoła, sam swój, do nikogo niepodobny, pierwszy pisarz polski, którego się poznaje po jednym zdaniu, zawsze prostym, ponieważ od pobocznych opędzał się niecierpliwie, łamiąc je swą przyciężką ręką, indywidualny jak mało kto, lecz niestety o tego rodzaju indywidualności, że nie ma się z nim o czym mówić. Niesie on jednak jakieś wesele pisarskie, taki zawsze ochoczy, rześki, niewyczerpany, gotów sto razy to samo powiedzieć, w niewstrzymanym kołowrocie tych paru tysięcy wyrazów, które mu wystarczały do życia i literatury. Zagospodarował się w niej na wieki. Wbrew pozorom jego potomstwo jest niezliczone. Z niego wyszli wszyscy opowiadacze i gawędziarze, wszyscy sarmaci pióra, roje poczciwych i niepoczciwych samouków, gotowych pouczać innych o rzeczach każdemu wiadomych, wygodnie i mocno osiadły;h nad światem smakowitym jak półmisek, niefrasobliwych, łatwowiernych i pogodnych, słowem tych wszystkich, którzy nigdy nie zaznawali cierpień twórczych i którzy zatrzymywali się na powierzchni słów, nie widząc pod nią niebezpiecznych wirów.

I oto natychmiast pojawił się ten, co, zanim uszereguje wiersz, rozważy wpierw każdą zgłoskę, wysłucha jej dźwięku, ani jednego wyrazu nie przyjmie, dopóki się nie upewni, że nie można znaleźć lepszego, zatrzyma rozpędzone myśli, poskromi serce, uciszy wyobraźnię, by tym głębiej wpoić je w słowa. Było to pierwsze w Polsce spojrzenie, które zbadało dziki jeszcze krajobraz naszego języka. Jan Kochanowski tworząc w tej puszczy ogród renesansowy swojej poezji był pierwszym artystą słowa i niestety zbyt długo czekał na kontynuatorów swej sztuki. Pokolenia poczciwych rymopisów szły raczej tradycją Reja, którego niefrasobliwy rozmach i rubaszność na całe wieki stała się cechą naszej literatury. Opaliński, Potocki, Kochowski, Pasek zasiedliby z Rejem przy jednym stole, omijając z uszanowaniem Kochanowskiego, Górnickiego i Skargę.

Jest w „Dworzaninie“ parę stronic o zagadnieniach języka. Czyta się to ze zdumieniem. Z wyjątkiem szczegółów raczej nieistotnych, które wyglądają inaczej w świetle dzisiejszej lingwistyki, cała rzecz uderza zrozumieniem kwestii, jasnością i subtelnością sądu. Aby znów taką stronicę przeczytać po polsku, trzeba przeskoczyć dwa stulecia głupstw, których koroną były „Nowe Ateny“ Benedykta Chmielowskiego. I to jest właśnie naszą klęską —-te skoki wśród przerw i mielizn. Proza w nich ucierpiała więcej od poezji. Pięknej potoczystości Orzechowskiego, szlachetnego wdzięku Górnickiego, szerokiego oddechu Skargi nie miał kto przejąć. Pcd koniec XVIII wieku na prozę spadły nagle nowe i liczne zadania: miała tworzyć język nauki i urzędów, w czym się dotąd wyręczano łaciną. Należy się podziw autorom pierwszych prac z fizyki, matematyki, ekonomii, chemii, którzy kuli polską terminologię i przyzwyczajali styl gawędy do ścisłości i dokładności w dyscyplinie jasno określonych pojęć —-a także trzeba podziwiać bezimiennych gryzipiórków, którzy suszyli sobie głowy nad sformułowaniem ustaw’, dekretów, rozporządzeń i zwyczajnych pism kancelaryjnych.

Lecz największe brzemię spadło na wiek XIX, który musiał wszystko odrobić, co zaspały poprzednie generacje. I stało się to, co się innym narodom nie. przydarzyło: ten wiek odgrodził nas od literatury dawniejszej, do której nikt nie zagląda, sprzedawszy po maturze ostatnie wypisy. Nie mogło być inaczej, skoro wiek XIX dał nam pierwszych niewątpliwych geniuszów, stworzył dramat, powieść, esej, a rozwinął lirykę w skali, jakiej poprzednie wieki nie znały nawet w tak starych rodzajach jak sonet, rozszerzył sferę uczuć, ośmielił myśl, tak długo przyziemną, wreszcie odświeżył język, wzbogacając słownictwo, dając polot i lekkość składni. Ci, którzy dziś piszą po polsku, prawie nic nie przejmują z autorów przedromantycznych. Sięgają do nich tylko w szczególnych wypadkach, na przykład w powieściach historycznych, by się zaopatrzyć w archaizmy.