Różne

Chińska myśl naukowa w pętach tradycji

Z tego bogactwa zabytków literackich można wyodrębnić pewne gałęzie wiedzy: historię, krytykę tekstów, leksykografię, geografię. Wszystkie one mają charakter wybitnie opisowy i są jedynie nagromadzeniem faktów, uszeregowanych według dowolnych systemów. Nawet w dziedzinie krytyki tekstów badacz nie stara się wypracować sobie jakiejś zewnętrznej metody obiektywnych sprawdzianów, któraby go uniezależniła od rozpatrywanego materiału. Jednym faktom przeciwstawia się drugie, jednym opiniom — inne opinie, autorytety wzajemnie się równoważą, a czytelnik pozostaje bezradny wśród gęstwiny cytat.

Z drugiej strony należy podkreślić z najwyższym uznaniem pracowitość w zbieraniu faktów, protokularną ścisłość opisu, bezinteresowny wysiłek erudycji, a nieraz i niezależność sądu historyka. Ale zalety te u dziejopisa nie płyną z pobudki obrony prawdy czy chęci jej ustalenia, ten motyw jest mu obcy, ale wynikają z głębi jego konfucjańskich przekonań, że historia est magistra vitae, że dziej opis ujmuje w sądzie moralnym właściwą treść dziejów dla nauki potomności. A winien to zrobić nawet za cenę własnego życia. I Chiny nie znały innych męczenników nauki prócz historyków, więzionych, okaleczonych i traconych z rozkazu władców, w których archiwach pracowali. Ale tu zdajemy się już obracać w sferze polityki.

Akumulacyjny zmysł Chińczyków najdobitniej się wyraził w olbrzymich antologiach, a zwłaszcza w encyklopediach. Podziwiać tu należy umiejętność organizowania pracy zespołowej i to w epoce naszego średniowiecza, posuniętą do swego szczytowego poziomu w osiemnastym wieku, w skali zaledwie teraz u nas osiągalnej. Ale bo też i praca uczonego chińskiego sprowadzała się najczęściej do-inteligentnej kompilacji. Specjalnie wyrobiony język słownikowo – encyklopedyczny, martwy od kilkunastu stuleci, prosty i jasny, ułatwiał zarówno pracę autorską jak i czytelniczą, udostępniając potomnym wysiłki dawno zmarłych pokoleń. W tych wszystkich słownikach, biografiach, encyklopediach i monografiach o poszczególnych powiatach zebrany został nieprzebrany materiał, ale dzięki swoistemu układowi, owemu chińskiemu nieuporządkowa-niu, wszystko to było dostępne raczej dla erudy-tów niż dla szerszego ogółu. Nie ma indeksów, sam rozkład materii jest zawiły, wymaga przeto olbrzymiego wysiłku pamięci, wprawdzie świetnie wygimnastykowanej operowaniem od najmłodszych lat tysiącami hieroglifów. Cudzoziemca uderza przede wszystkim brak hierarchii zagadnień, brak perspektywy; wszystko zdaje się być na jednym planie, wszystko czeka jakiegoś strukturalnego układu, pozostając do czasu źle uporządkowanym katalogiem faktów, nieraz bardzo ciekawie podpatrzonych i sumiennie opisanych.

Typowym przykładem chińskiego stylu naukowego jest ta dziedzina, w której w swoim i obcych mniemaniu osiągnęli Chińczycy najistotniejsze wyniki, to jest krytyka tekstów. Polega ona przede wszystkim na konfrontowaniu faktów opisywanych w różnych tekstach i eliminowaniu domniemanych anachronizmów. Rzadkie natomiast i nieudolne są krytyki tekstu od strony językowej, co się tłumaczy brakiem aparatu gramatycznego. Pracę krytyczną utrudnia drogi erudytom zwyczaj cytowania autorów bez podawania źródeł lub poprzestawanie na mniej lub więcej przejrzystych aluzjach. Krytyk traktuje zabytek nie jako wytwór kolejnego narastania myśli twórczej — która czasami w swej ewolucji może sobie nawet zaprzeczać, ale powinna zawsze posiadać rozwojowy związek — lecz ogranicza się do suchej kwalifikacji poszczególnych ustępów na autentyczne i nieautentyczne, zależnie od raz na zawsze wyrobionego kryterium.

Nie należy jednak wnosić, że takie gałęzie wiedzy, jak matematyka czy astronomia były w Chinach nieobecne. Są one jednak, w swych bardziej rozwiniętych postaciach, związane z wpływami obcymi, najprzód muzułmańskimi, a później chrześcijańskimi, żeby już nie mówić o domniemanych, starszych jeszcze, koneksjach z Bliskim Wschodem. Przez długie wieki bywały one monopolem cudzoziemców. Najlepszym tego przykładem jest obsługiwanie obserwatorium pekińskiego w ciągu trzystu przeszło lat przez muzułmanów, a później w ciągu stu kilkudziesięciu lat przez jezuitów.

Jezuici wnieśli ze sobą do Chin całą ówczesną europejską wiedzę ścisłą. Zainteresowała ona tylko szczupłe grono Chińczyków, u których znalazła nie kontynuatorów, ale jedynie tłumaczy i popularyzatorów.

Nie można jednak pomawiać Chińczyków o brak pomysłowości. Wynaleźli drogą czysto empiryczną mnóstwo narzędzi, zdobyli wiele „sekretów“ chemicznych. W niejednym wynalazku wyprzedzili Europę: nie mówiąc już o papierze, kompasie, druku i prochu, wspomina się w trzecim wieku o jakichś tajemniczych urządzeniach samoczynnych oraz o prototypie parowca w wieku dwunastym. Ale nie wynaleziono jednej rzeczy; metody naukowej, i dlatego wszystkie te próby tonęły w morzu zapomnienia z chwilą śmierci wynalazcy, albo kiedy bezpośrednio potrzeba, która je wywołała, przestała być paląca.

Nawet i teraz trudno się Chińczykom otrząsnąć z biurokratycznej pogardy dla technicznej strony nauki. Z jednej strony młodzież chińska garnie się do studiów prawniczych i ekonomicznych, szukając tam nowych tekstów do uczenia się na pamięć i do przerabiania w tysiącznych wariantach i cytatach, przez co można sobie zapewnić doskonałą karierę urzędniczą; z drugiej strony pociąga ją z powrotem tradycyjna humanistyka, niejednokrotnie wsparta o metody zachodnie. Nowocześni Chińczycy widzą też w nauce europejskiej przede wszystkim patriotyczny oręż, pomocny w podniesieniu własnej ojczyzny do zachodniego poziomu technicznego i gospodarczego.