Polityka

Anatol France jakiego nie znamy

W roku 1893 opuszcza „Temps“ i przechodzi do wielkiego dziennika informacyjnego „Écho de Paris“, gdzie pisze, żywe, pełne historycznych analogii, zwłaszcza do wieku XVIII, kroniki tygodniowe i artykuły. Pracę tę przerywa tylko na krótki okres, gdy kandyduje do Akademii. Nie była ona tak bardzo zachowawcza jak teraz, niemniej jednak i wtedy nie lubiano mocnych słów, agresywnego tonu, anty-kapitalistycznej postawy. W przemówieniu powitalnym podkreślano więc głównie pierwszy okres twórczości France’a, nazywając go nawet „reakcjonistą“. Gdy jednak pisarz miał już zapewniony jako dożywocie fotel w Akademii Francuskiej, wrócił pośpiesznie do „Écho de Paris“, także i w innych pismach zamieszczał swe doskonałe felietony, wygłaszał również liczne przemówienia.

Jeśli poznamy ich treść, nie zdziwi nas, że przez ostrożność nazwano w Akademii France‘a reakcjonistą, tuszując prawdziwe jego oblicze. W 1900 roku France bowiem stwierdził: „Zwycięstwo proletariatu jest pewne. Bezładne wysiłki naszych istotnych przeciwników, własne rozdźwięki i niezdecydowanie naszych metod mogło je tylko opóźnić. Jest ono jednak pewne, ponieważ przygotowują je i nakazują warunki życia i sama natura rzeczy“. W półtora zaś roku później tak ujął stosunek intelektualistów do świata pracy: „Uświadomcie sobie, że musicie maszerować ze wszystkimi pracownikami postępu, robotnikami, ze wszystkimi obrońcami społecznej sprawiedliwości i że po lewicy nie macie żadnych nieprzyjaciół. Uświadomcie sobie, że bez proletariatu nie jesteście niczym więcej, jak garstką mieszczańskich dysydentów, natomiast złączeni, zjednoczeni z proletariatem jesteście liczbą w służbie sprawiedliwości“.

Słowa te nie mijały oczywiście bez echa. Anatol France świadomie szukał kontaktu ze społeczeństwem, łączył w ten sposób zadania powieściopisarza z zadanie.*: świadomego rzeczy obywatela; nigdy też nie uznawał rozdziału literatury od życia. Powszechnie jest znane jego na ten temat powiedzenie: „Jeśli pisarz chwali się, że jest jedynie pisarzem, to jakby mańkut chlubił się, iż posługuje się jedna tylko ręka“. Dziennikarstwo wywiodło go, podobnie jak ongiś Chateaubrianda lub współczesnego Anatolowi France’owi Romain Rollanda, z zamkniętego świata intelektualistów, ukształtowanego z lektury, i zbliżyło go do ludzi i życia w jego najistotniejszych przejawach.

Do tej pory, jak stwierdził jego najzagorzalszy komentator, Claude Aveline, „France od pierwszych swoich dzieł począwszy, wzburzył bardziej niebo niż ziemię, a jego ateizm zdawał się być przywilejem najbardziej miłym, najbardziej tradycyjnym i przez wszystkich powszechnie akceptowanym“. Gdy jednak France zajął się również sprawami ziemskimi, zaczęto go w pewnych kołach nienawidzić, a później nawet lżyć. Sam pisarz tak się o tym wyraził: „Ma się pewne słabostki i zamysły; jestem socjalista, za co głupcy i ignoranci lżą mnie.“ W tym miejscu czas energicznie zaprzeczyć, jakoby France był socjalistą tylko z tytułu. Był członkiem Zjednoczonej Partii Socjalistycznej od samego początku jej istnienia, skłaniał się do socjalizmu właściwie już od walki w sprawie Dreyfusa, poprzez walkę o powszechny pokój i prawo do rewolucji. Czyż zresztą nie on tak namiętnie bronił „Ligi praw człowieka“, partii socjalistycznych, swobody wyborów, czyż nie pisał do „L‘ Humanité“, nie przemawiał na uniwersytetach ludowych i zebraniach wyborczych? Publiczność, która go czytała lub słuchała, była, oczywiście, różna. Jest to samo przez się zrozumiałe, że składała się zarówno z dyletantów, którym imponowało samo nazwisko prelegenta, jak i z ludzi duchowo bliskich, rozumiejących go doskonale jako człowieka i jako pisarza. Ci właśnie przeważali.

W 1902 roku w kwietniu rozgorzała we Francji walka wyborcza. Jak przemawiał wtedy France? „Będziecie głosowali przeciwko nacjonalistom za kandydatami prawdziwie i głęboko republikańskimi — powiedział do swych zwolenników — a nie za tymi smutnymi i bladymi kandydatami, którzy pływają miękko między nacjonalizmem a Republiką. Nie pójdziecie utopić waszych trosk w falach liberalizmu, który toleruje wszystkie nieprawości i wszystkie uciski. Prawdziwa wolność — dodał jeszcze — to taka, która nie uznaje wolności przeciw samej sobie.“ W miesiącu zaś następnym tak sformułował jedną z najdonioślejszych swych myśli: „Nie ma innej siły, która dzięki pewnym środkom można by rzec, naukowym zapewni pokój powszechny — oprócz-siły proletariatu. Zjednoczenie robotników będzie pokojem światowym“.