Geologia

Teoria Wegenera o powstaniu kontynentów

Rok 1912 odegrał w historii nauki o Ziemi i życiu na Ziemi przełomową rolę.

Stało się to dzięki ogłoszeniu wówczas przez geofizyka hamburskiego Alfreda Wegenera pierwszego zarysu nowej hipotezy „o powstaniu kontynentów i oceanów“ na Ziemi.

Pamiętać należy, że przed wystąpieniem Wegenera opierano się w paleografii powszechnie na tzw. teorii „pomostowej.“ Dla wytłumaczenia powstawania podobieństw geograficznych, geologicznych, paleontologicznych i biologicznych, jakie znamionują poszczególne części świata, teoria pomostowa przyjmuje powstawanie lub zanikanie pomiędzy nimi w różnych odcinkach czasu geologicznego pomostów lądowych, przy czym fantazja uczonych podnosiła je z dna oceanów i znów je zatapiała w ich falach w dowolnej niemal ilości. Na mapach pąleogeograficznych znajdujących się np. w dziele Arldta (1920), dotychczas podstawowym dla zwolenników teorii pomostowej, można naliczyć np. w triasie istnienie aż sześciu pomostów lądowych, które miały łączyć ze sobą cokoły lądowe: obydwu Ameryk, Europy, Afryki, Madagaskaru, Indii Zachodnich i Australii. W jurze miało ich tu być jeszcze 5 lub 4, w kredzie — 4, w trzeciorzędzie od 4 (eocen) do 1 (pliocen). W ciągu trwania wszystkich epok geologicznych, tj. od epoki kambryjskiej po czwartorzęd, przyjmuje teoria ta pomiędzy Ameryką Południową a Afryką istnienie pomostu lądowego w czasie od górnego kambrium po dolną kredę, potem (w średniej kredzie) przyjmuje, iż pomostu tego nie było, następnie w górnej kredzie znów się on miał zjawić, w eocenię zaś ponownie zniknąć, aby raz jeszcze dźwignąć się w oligocenie, a u jego schyłku na dobre wreszcie zapaść się w Atlantyku.

Dowolność tego rodzaju hipotez jest dla każdego oczywista. Uwypukla ją fakt, iż paleogeografowie „pomcstowi“ często pomiędzy sobą nie zgadzają się co do tego, czy w danym okresie geologicznym istniał pewien pomost lądowy, czy też go nie było. Tak np geolog Frech zaprzecza istnieniu pomostu lądowego łączącego Amerykę Południową w czasie od kambrium po środkowy dewon, choć inni w tym czasie przyjmują jego istnienie (Arldt, Lapparent, Kossmat). Połączenie pomostowe Australii z południowym cyplem Ameryki Południowej przez Antarktydę przyjmuje tylko Arldt, i to na krótko (Od środkowej kredy do oligocenu), wszyscy zaś inni „pomostowcy“ istnieniu jego zaprzeczają.

Sądzę, że powyższe przykłady wystarczają da stwierdzenia, iż zapatrywania wielu geologów, paleontologów i paleogeografów, wtedy gdy dają im oni wyraz w fantastycznych mapach lądów i mórz w ubiegłych epokach geologicznych, posiadają jedynie subiektywną wartość Niemniej niektóre nazwy wprowadzone dla tych mostów lądowych z dawnych okresów geologicznych stały się powszechnie znane i zdobyły sobie popularność nawet poza sferami naukowymi. Do tej kategorii należy zwłaszcza Atlantyda, której rzekome istnienie zaledwie przed kilku czy kilkunastu tysiącami lat (jako most łączący Afrykę Północną z Ameryką Środkową) dotychczas jeszcze wywołuje namiętne spory.

W przeciwieństwie do teorii pomostowej Wegener przyjął, iż podobieństwa geograficzne, geologiczne i biogeograficzne, jakie zarówno obecnie jak i w przeszłości zachodzą łub zachodziły pomiędzy odległymi od siebie kontynentami Ziemi, pochodzą stąd, iż wszystkie kontynenty oraz wszystkie wyspy kontynentalne były kiedyś złączone w jeden prakontynent, który z czasem rozpadł się na części, te zaś oddaliły się od siebie tak, jak odpływają unoszące się na wodzie odłamy jednej kry lodowej. Porównanie prakontynentu z krą lodową, choć jest oczywiście tylko przenośnią, posiada jednak dla zrozumienia teorii Wegenera głębsze znaczenie, gdyż zbliża nas myślowo w sposób prosty do zagadnienia narodzin kontynentów i oceanów, które gigantycznością swoją przerasta wszystkie inne tajemnice przyrody i w znaczeniu swym ustępuje chyba tylko problemowi powstania życia na Ziemi.

Zanim omówimy główne tezy teorii Wegenera, zaznajomimy się z niektórymi faktami, które skłoniły go do porzucenia teorii pomostowej.

Najbardziej uderzającym spośród nich jest obraz wzajemnego dopełniania się brzegów Afryki i Ameryki Południowej. Przekonamy się o tym sami z łatwością, jeżeli wytniemy uważnie z tektury linie brzegów naprzeciw siebie położonych odcinków tych części świata i spróbujemy złączyć je ze sobą, zaczynając w Afryce od zatoki gwinejskiej, tam gdzie znajduje się ujście (delta) rzeki Nigru, zaś w
Ameryce Południowej (Brazylii) od niżowej zatoki Ceara. Łatwo zauważymy, że: odcinkowi brzegu Kamerunu odpowiada ściśle w Ameryce brzeg morski pomiędzy przylądkiem Św. Rocha i Pernambuco. Afrykański przylądek Lopez wejdzie dokładnie tak jak klucz do zamku w odpowiadającą mu zatokę w okolicy Bahia w Ameryce. Gdy obrócimy teraz nieco nasz rysunek przysuwając zarys brzegów Ameryki do Afryki, zauważymy od razu dalsze zdumiewające wprost uzupełnianie się ich linii brzegowych na olbrzymiej długości, sięgającej w Afryce od przylądka Lopez po przylądek Dobrej Nadziei, w Ameryce zaś od miasta Bahii w Brazylii po przylądek Bahia Blanca w Patagonii. Odpowiada to w przybliżeniu długości 4500 kilometrów! Afrykańskiej zatoce Angoli na północ od Benguelli odpowiada dokładnie szeroki i wystający odcinek wybrzeża amerykańskiego na północ od Rio de Janeiro; okolicy portugalsko-afrykańskiej miejscowości Mossamedes odpowiada dość dokładnie wgłębienie brzegu amerykańskiego pomiędzy Rio de Janeiro i Blumenau; dopełnieniem zarysu afrykańskiego wybrzeża na odcinku Zatoki Wielorybiej jest wystająca lekko w morze część wybrzeża amerykańskiego przy przylądku św. Marty; do lekko wklęsłego odcinka amerykańskiego Rio Grande do Sul przylega lekko wypukła linia afrykańskiego brzegu na północ i na południe od zatoki Angra Pequeña, wreszcie charakterystycznie i bogato wyrzeźbionym oraz silnie wystającym w morze półwyspom Afryki w okolicy Kapstadu w kraju Przylądkowym odpowiadają w Ameryce zatoki okolic Bahia de Blanca i św. Mateusza.