Fizyka

Słońce na Ziemii

Z ambon i katedr słyszymy często o naszym „ziemskim“ życiu i sprawach „ziemskich“. Jakże niesłusznie nasze życie nazywamy ziemskim. Jesteśmy przecież istotami słonecznymi, i w tym nie ma wcale najmniejszej przesady poetyckiej.

Ziemia jest tylko naszym mieszkaniem; nawet nie całym mieszkaniem, lecz tylko jego podłogą. Natomiast oświetlenie mieszkania, ogrzewanie, prąd elektryczny i, co najważniejsze, całe nasze pożywienie jest pochodzenia słonecznego.

„Słońcem“ przecież oświetlamy wsie i miasta, „słońcem“ pędzimy pociągi i samoloty, „słońcem“ rozsadzamy skały i „słońcem“ piszemy książki i artykuły.

Wszystko, co w nas żyje, co nadaje naszemu życiu ruch i siłę, wszystko to zawdzięczamy Słońcu.

Dlaczego więc mamy nazywać nasze życie ziemskim? Chyba tylko dlatego, że jako niewypłacalni od wieków dłużnicy Słońca wolimy nie myśleć o naszym wierzycielu i udawać istoty tylko z Ziemią związane; podobnie jak niektórzy wolą nie wspominać i nie poznawać na ulicy wśród swych przyjaciół i krewnych tych, którzy wyświadczyli im niegdyś jakąś większą przysługę.

Nasi przodkowie pod tym względem byli lepsi. Nie zdawali sobie wprawdzie sprawy z wysokości „pomocy“ udzielanej nam nieustannie przez Słońce, jednak doceniali w pełni rolę, jaką Słońce spełnia w naszym życiu.

Dlatego też bogowie Słońca w religiach starożytnych zajmowali zwykle naczelne miejsce w hierarchii bóstw pogańskich.

Ra u Egipcjan; Szamasz u Babilończyków, Febus u Greków byli otaczani wyjątkową czcią i uwielbieniem. Stawiano im piękne obeliski i wspaniałe świątynie. Na ich cześć składano ofiary, wznoszono modły i układano poematy.

…Napełniasz wszystkie kraje swym pięknem; jesteś wielki, jesteś piękny…

…Stworzyłeś miliony postaci tylko z samego siebie, miasta, wsie, łąki, drogi i rzeki…

Tak sławiono boga Słońca w starożytnym Egipcie w XII wieku przed Chr.

Symbol Słońca — okrągłą złotą tarczę — rzeźbiono na ścianach domów, świątyń i pałaców. Ogień uważano za wcielenie Słońca i dlatego w świątyniach starożytnych podtrzymywano na ołtarzach nieustannie ogień.

Ów kult ognia przetrwał po dziś dzień. Na ołtarzach świątyń, na choinkach, przed świętymi obrazami i na wiankach puszczanych na wodę w Noc Świętojańską zapalamy świece.

Daty większości naszych świąt kościelnych wiążą się też z dawnym kultem Słońca.

Świętując Boże Narodzenie obchodzimy jednocześnie, jak to czynili nasi przodkowie, uroczystość przybywania dnia. Witamy Słońce, które od tej chwili coraz dłużej będzie świeciło nad naszymi domami i polami i coraz więcej swych darów nam zsyłało.

Potem mamy Zmartwychwstanie — uroczystość przywitania wiosny, przywitania pierwszego dnia, w którym Słońce jest dłużej nad horyzontem niż pod nim.

Oto Noc Świętojańska — pogańskie święto najdłuższego dnia, zaprawione lekkim smutkiem pożegnania. Bo od tej chwili Słońce będzie coraz krócej świeciło nad naszymi głowami i coraz mniej jego dobrodziejstw będzie spływało na Ziemię.

Wreszcie przychodzi Dzień Zaduszny, w okresie poprzedzającym najdłuższe noce, kiedy to ciemność panuje niemal że niepodzielnie nad całą naszą przyrodą.

Okres ciemności — to okres śmierci. Jasność zaś jest symbolem życia. Jasność pochodząca od Słońca…

Istnienie kultu Słońca i cała ta symbolika nie są dziś dostatecznie przekonywającymi dowodami naszego związku ze Słońcem. Dlatego zwróćmy się do faktów i liczb.

Podstawą naszych wywodów będzie to, co bezpośrednio mierzą astronomowie: ilość energii, którą otrzymuje od Słońca jednostka powierzchni znajdująca się na Ziemi, ustawiona prostopadle do kierunku promieni słonecznych. Jest to tzw. stała słoneczna; wielkość odgrywająca tak dużą rolę we wszystkich zagadnieniach astro- i geofizyki, że pozwoliliśmy sobie na podanie tutaj jej definicji.

W przekładzie na język codzienny liczba stałej słonecznej oznacza, że każdy metr kwadratowy Ziemi, w chwili gdy promienie słoneczne padają na niego prostopadle (w chwili gdy Słońce przechodzi przez zenit w danej miejscowości), otrzymuje od Słońca gratis moc około 2 koni mechanicznych, a więc moc małego motorka. Gdyby to nie było gratis i gdyby jakiś urzędnik wystawiał za to rachunek, posiadacz tego metra kwadratowego płaciłby za godzinę tyle, ile kosztuje 1,3 kilowatogodziny energii, czyli, jak na dzisiejsze czasy, około 13 złotych (liczę tu po cenie energii elektrycznej).